Comments

You are here:American Cars»Cars' Index»P»Plymouth»Belvedere»1960»1960 Plymouth Belvedere
Wednesday, 03 July 2013 20:58

1960 Plymouth Belvedere

POLAND, EUROPE

Car Story

    Pojazdy tego typu zawsze wzbudzały moje ogromne zainteresowanie. Myślę, że nie będzie to jedynie moja i odosobniona opinia, że z biegiem lat firmy motoryzacyjne zdecydowanie zaczęły redukować koszty i pojazdy z następnych epok - bo chyba tak należy to już nazwać - pomimo oczywistej poprawy zarówno bezpieczeństwa jak też jakości, bezawaryjności i wyposażania ich w nowinki techniczne nie są już tak łatwo rozpoznawalne. Pojazdy stały się nie tylko podobne, ale również bardzo rzadko wywołują w nas emocje związane choćby z ich niespotykanym wyglądem.
 
   Do pojazdów prezentujących te rzadkie cechy i zachwycających nas zarówno wyglądem jak też rozwiązaniami technicznymi z pewnością należy Plymouth Belvedere z rocznika 1960. Prezentuje on tak piękne i największe spośród wszystkich Plymouthów tylne „stateczniki”, które opisywane były przez producenta jako nie tylko elementy dekoracyjne - co nie ulega wątpliwości ale też poprawiające aerodynamikę i prowadzenie pojazdu. Czy z tym ostatnim stwierdzeniem zgodziłbym się dziś? Cóż -  reklama dźwignią handlu. Pojazd prowadzi się naprawdę poprawnie, ale dzięki takim detalom z pewnością wygląda WSPANIALE!!!
 
 
   Pojazd jest wyposażony w silnik 383 oczywiście jedyny słuszny V8 o pięknym brzmieniu i ogromnym apetycie na paliwo. Tu analogia do kobiet nasuwa się sama - piękno kosztuje i jest to z nim nierozerwalnie związane. Wszelkie dyskusje na ten temat są zbyteczne.
 
   Plymouth został zakupiony jak to często bywa na aukcji  w USA i 14 września 2011 roku wyjechał z kontenera w Polsce. Choć słowo  wyjechał to spore nadużycie gdyż tak naprawdę został wyciągnięty. Po szybkim oglądnięciu samochodu stwierdziłem ,że nie warto do końca ufać sprzedawcy i zastanawiałem się jak można zrobić takie zdjęcia, na których uszkodzeń w zasadzie nie widać, a jednak występują. Ot takie ryzyko. Jednak zadowolenie z posiadania takiego unikatu ciągle brało górę nad chłodnymi kalkulacjami jaki mnie dopiero czekały.
 
   Pierwsze problemy.
 
   Pojawiły się już... za kilka godzin. I nie chodziło tu wcale o stan samochodu. Silnik odpalił, działał ładnie, skrzynia biegów sprawna. Problemem okazał się człowiek, a w zasadzie całkiem spora liczba osób. Mechanicy, którzy wcześniej oglądając zdjęcia i opis stwierdzili, że podejmą się dzieła odbudowy po oglądnięciu pojazdu na  żywo zdezerterowali. Tu oczywiście liczne kontakty zaowocowały kolejną listą specjalistów i znowu porażka. Już myślałem, że mój wspaniały samochód jak wiele podobnych „staroci” skończy” w jakimś garażu gdy dostałem numer telefonu do młodego mechanika i podobno niezłego fachowca. Zadzwonić nie zaszkodzi, więc ten krok wykonałem. Odpowiedź szybka: TAK   biorę się za ten SAMOLOT - zadowolenie moje było więc ogromne. Warsztat choć skromny i nie przypominający tych ze znanych programów telewizyjnych okazał się bardzo czysty. Pomimo kilku napraw jakie się tam odbywały narzędzia były poukładane. Ogólny ład i porządek. A zwracam na takie szczegóły uwagę.
 
    Prace rozpoczęły się od demontażu pojazdu, od pierwszej chwili sam Sławek, bo tak ma na imię ten „cudotwórca” dokumentował wszystko zdjęciami.
 
 
   Jeśli coś można było rozebrać - zostało rozebrane. Po dokładnym sprawdzeniu i przeliczeniu elementów nadających się do naprawy i wymagających wymiany dostałem w prezencie ich listę. Niestety nie zachowała się, a gdybym dziś miał była by niezłym wyzwaniem w konkursie (tu zastrzegam, że jeśli taki będzie wymyślony to mam pełnię praw autorskich)" znajdź to i kup, choć tego nigdzie nie ma".
 
   Internet i liczne kontakty zostały uruchomione i powoli lecz systematycznie lista ta posiadała więcej pozycji odznaczonych niż poszukiwanych. Niestety zarwane noce spowodowane różnicą czasu pomiędzy Polską a Ameryką skutkowały zapaleniem spojówek.
 
 
   Ponieważ mój pojazd miał uszkodzony przód, a szpachle i byle jakie naprawy nie wchodziły w grę, stałem się posiadaczem kolejnego Plymoutha Belvedere z 1960 roku ale tym razem w Teksasie. Okazał się niezastąpionym źródłem części. Stan blacharski jaki prezentował zadziwił mnie gdyż okazało się, że właściwie nie posiada ognisk korozji. Niestety jego los zakończył się jako dawcy narządów. Lecz gdyby tam pozostał pewnie nie czekało by go nic lepszego.
 
    Prace przygotowawcze trwały całą jesień i zimę. W tym czasie cały pojazd i części zostały gruntowanie odczyszczone, wypiaskowane, zabezpieczone antykorozyjnie. Elementy zawieszenia, chłodnica, zawiasy wróciły z regeneracji. Silnik i skrzynia biegów też przeszły przegląd, zostały wymienione wszelkie uszczelniacze itp.  Wiosną 2012 roku po odczyszczeniu wszystkich części i ich skompletowaniu nadeszła upragniona pora wstępnego montażu następnie nałożenia powłok lakierniczych, prac wytłumiających i konserwacyjnych, wówczas pojazd zaczął nabierać wyglądu. Była już połowa maja 2012 roku, gdy po raz pierwszy pokazałem prawie gotowy samochód mojej Żonie. Gdyby go zobaczyła w stanie pierwotnym lub podczas odbudowy na pewno nasłuchałbym się niemało. Takie rozwiązanie polecam, jeżeli druga połowa nie darzy motoryzacji taką samą pasją. O dziwo zarówno Żona jak i Córka nie kryły, iż Samolot, bo taka nazwa  już do niego przywarła, jest piękny. Nie mogły się też doczekać końca prac.
 
    Lakier wyszedł pięknie, montaż tapicerki i wykończenie wnętrza przeciągnęło się w zasadzie do lipca. Koniec końców Samolot wystartował.
 
 
    Z licznych zakupów pozostała spora ilość części blacharskich, których dla tak rzadkiego pojazdu nigdy za dużo. Pozostała też znajomość ze Sławkiem, który dokonał cudu wskrzeszenia Plymoutha i jego rodzina. Liczne kontakty ze wspaniałymi ludźmi zajmującymi się zabytkową już wszak motoryzacją.
 
    Wszystkim serdecznie polecam taką przygodę, lecz podstawowym warunkiem jest: czas, silna wola, upór i nieodzowny dobry humor. Pieniędzy też się przyda mały worek.
 
 
    Z wielkim żalem wystawiłem samochód do sprzedaży niestety budowa domu pochłania większe fundusze niż wcześniej przewidziałem. Kolejna zadziwiająca zbieżność nieoszacowanych dodatkowych  kosztów. Podobnie było z remontem samochodu.
 
   Pozdrawiam serdecznie
 
   Bartosz Jachimowski
 

Leave a comment

Make sure you enter the (*) required information where indicated.Basic HTML code is allowed.

Interesting Websites